Oblicza jesieni
Czy ktoś kiedyś spotkał jesień?
Ja zobaczyłam ją w złotej sukience
Z bukietem wrzosów w ręce
W rozwianych włosach na głowie
W liściastej pomarańczowej koronie
Widziałam jak pod jej stopy
Ścielą się różnobarwne liście
A ona w barwach czerwieni
Przechadza się wśród zieleni.
Idąc przez pola i lasy
Czaruje piękne krajobrazy
Aż dech w piersi zatyka
Kiedy się z nią spotykam.
Słoneczniki złote w pas się jej kłaniają
Jarzębina z radością wręcza jej korale
Drzewa w zachwycie jej urodę podziwiają
Swoją królową jesienną ją nazywając.
Widziałam ją też w złym humorze
W strugach deszczu na dworze
W kaloszach i pelerynie szarej
Nie wyglądała wtedy tak wspaniale.
Ponura była wtedy i smutna
Deszczem bardzo rozrzutna
Dużym parasolem się osłaniała
Nikt się jej wtedy nie kłaniał.
Wiatr targał jej szarą kapotę
Słoneczniki posmutniały pod płotem
Słońce się w chmurach schowało
Na dworze było zimno i szaro.
Jesień to kapryśna dama
Raz złota drugi raz szara
Ma swoje zalety i wady
I na to nie mamy rady.
M.K.